22.08.2015

Niedojrzałość jest cechą bardzo pozytywną. Rozmowa z Wiolettą Grzegorzewską

Dominika Prais

- Moja pamięć działa jak zepsuty rzutnik- powiedziała Wioletta Grzegorzewska podczas spotkania, które odbyło się 22 sierpnia w ramach Festiwalu Literacki Sopot. To, co w pamięci udało się zachować napisała w książce autobiograficznej Guguły. Została za nią nominowana do Nagrody Literackiej NIKE oraz do Nagrody Literackiej Gdynia. O gugułowatej rzeczywistości rodzinnych Hektarów autorka rozmawiała z Dominiką Prais.

Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, a już nazywają mnie starym, a przecież w środku jestem jak te guguły” mówi ojciec, bohater Pani książki, porównując się do niedojrzałych owoców. Kto jeszcze w Gugułach jest niedojrzały i w jaki sposób to się przejawia?

To zależy jak sobie zinterpretujemy daną postać. Nie chciałabym narzucać tego czytelnikowi, ale na pewno już na poziomie narracji widać, że drogą ojca może podążyć Wiolka, która lubi bawić się światem, igrać z pewnymi rzeczami. Myślę, że w pewnym sensie niedojrzała jest cała rzeczywistość Hektarów, pełna luk i niedopowiedzeń.

Dla mnie niedojrzałość, takie wewnętrzne dziecięctwo jest cechą bardzo pozytywną. To ciągłe poszukiwanie, ciągłe otwarcie. Tak jak na przykład w Małym Księciu widać rozgraniczenie między dorosłymi a dziećmi, tak niedojrzałość, pozwala być nieustannie dzieckiem podszytym.

Wydaje mi się, że o ile Guguły można nazwać książką o niedojrzałości, o tyle sam fakt jej powstania jest dowodem zjawiska zgoła przeciwnego, czyli dojrzewania do zmierzenia się z przeszłością, może jej przepracowania.

Tak zgodzę się z Panią. Na pewno tak jest, chociaż ja też nie do końca dostrzegam taki podział na przeszłość, przyszłość i teraźniejszość, bo pamięć nie działa liniowo. Potrafi łączyć fakty z przeszłości i teraźniejszości, które mogą się często na siebie nakładać.

Mam wrażenie, że podobnie się dzieje z rzeczywistością Hektarów, zbudowaną z trzech sfer: rzeczy, zwierząt i ludzi. Ułożone w takiej kolejności wzajemnie się ze sobą przeplatają, ale także układają hierarchicznie pod względem wartości w porządku nieantropocentrycznym. Czy to właściwa interpretacja?

Rzeczywiście staram się opisywać świat, także w poezji, z nieantropocentrycznego punktu widzenia. Natomiast przestawiłabym tę kolejność, ponieważ to na pewno nie świat przedmiotów, stworzonych zresztą przez człowieka, jest na pierwszym miejscu, a raczej świat zwierząt i przyrody, który ciągle towarzyszy bohaterom mojej twórczości. To, że wolałabym zrezygnować ze spojrzenia antropocentrycznego na rzecz natury widać choćby w tomie Parantele, wydanym w Częstochowie.

Jeśli chodzi o przedmioty, one są ważnymi rekwizytami, ale nie zauważyłam w Gugułach ich animizacji. Na przykład w opowiadaniu o Czarnym widać, że Wiolka próbuje patrzeć na świat oczami kota, gdzie nie miedze, ścieżki, wyznaczają punkty, ale żywioły, przyroda.

Zwierząt zarówno żywych jak i martwych jest w Pani książce bardzo dużo. Wiolka często miała do czynienia z preparowanymi przez ojca-myśliwego ptakami. Muszę przyznać, że dziwi mnie pozbawione emocji podejście dziewczynki do tego obrazu. Czy tak było w rzeczywistości?

Nie do końca. Z tym nigdy nie można się oswoić, ale czasami kiedy jest zbyt dużo emocji narzucamy sobie dystans. Dlatego te opisy wydają się tak precyzyjne, pozbawione uczuć, a pod spodem buzują i fermentują. Widać, że narratorka (nie Wiolka, bo nie ona do końca jest narratorką, tylko osoba dorosła) próbuje trzymać te emocje na wodzy, ale one wychodzą w języku. Na przykład: słońce pieczętowało pnie brzóz czy wieloryb (chodzi tu o balonik) odpłynął do chmur, słońce go złapało w fioletowe i złote kręgi, jeśli dobrze to cytuję. Także w przedostatnim rozdziale o śmierci ojca, kiedy bohaterka wraca z kolonii pojawiają się rozmowy, które wydaje się, że są powierzchowne, pozbawione emocji. To tylko pozór, bo w takich sytuacjach, tak naprawdę nie ma o czym mówić. Lepsza jest cisza.

Także w innych scenach niemal nikt w Wiolką nie rozmawia.

Tak, w świecie Hektarów nie mówiło się o pewnych rzeczach. Prawie wszystko było tabu. Kiedy dziewczynka, w kulminacyjnym momencie opowieści, ma pierwszą miesiączkę nikt jej niczego nie tłumaczy. W świecie wsi, lat osiemdziesiątych, nie było rozmów o seksualności, miłości, emocjach.

Stąd ucieczka w stronę świata natury i rzeczy? Przedmioty, jak Pani wcześniej wspomniała, naprawdę były dla Wiolki ważne.

Tak, ale nie narzucały perspektywy tak jak świat zwierząt i przyrody. Wracając jeszcze do wcześniejszej kwestii, myślę, że Wiolka uciekając w sferę natury, buntuje się przeciwko preparowaniu ptaków przez ojca. Jeśli zaś chodzi o przedmioty, to rzeczywiście wiele z nich miało znaczenie symboliczne, na przykład zioła magiczne, wielkanocne bazie, mające w tej kulturze odpędzać zło.

W Gugułach jest więcej zabobonów, występujących obok obrzędów religijnych, wokół których obracało się życie bohaterów.

Tak rzeczywiście, żyli oni według kalendarza liturgicznego, ale obowiązującej tam religii nie można nazwać stricte katolicką, to były zwyczaje słowiańskie. Polska wieś zawsze wydawała mi się słowiańska i taką ją zapamiętałam. Tam mieszkały na przykład kobiety mądrości, które niczym wiedźmy, zajmowały się ziołolecznictwem. Znana była symbolika zwierząt i roślin, jak w powiedzeniu: sowa na dachu kwili, umrzeć komuś po chwili. Pieśni, wierszyki miały pochodzenie zdecydowanie słowiańskie.

Co gra w głowie Wioletty-pisarki, gdy wspomina dzieciństwo?

Ballada o ojcu, który miał trzy córki. Jednej dał złoto, drugiej dał srebro. „A potem wziął ojciec laskę swą i poszedł do tej najstarszej córuchny. Dzień dobry córuś, jak się masz, jak się masz, miałaś mnie żywić jakiś czas” (recytuje). To były ballady gotyckie. Myślę, że one jak baśnie oswajały dzieci ze światem. Gdybym teraz miała śpiewać takie ballady mojej córce, zastanawiałabym się, ponieważ były pełne przemocy, jak we fragmencie: „zaprowadził ją na łączki i połamał białe rączki”. Śpiewałyśmy je razem z kuzynkami. Na przykład: „hej cyganie, gdzie idziesz, gdzie idziesz? Ene ene oty, idę do roboty”.

Dziękuję za rozmowę!

Powiązane wydarzenia