24.09.2015

"Krall"

Wojciech Tochman o książce ,,Krall” i o sztuce dobrej rozmowy

Jakiś czas temu mogliście przeczytać wywiad przeprowadzony z Mariuszem Szczygłem, w którym jako współautor opowiadał o książce ,,Krall”. Dzisiaj macie okazję dowiedzieć się, co na jej temat ma do powiedzenia drugi autor – Wojciech Tochman. Napisał on pierwszą część książki zatytułowaną ,,Rozmowa”. To w niej wielka reporterka mówi o swoim życiu chętniej niż kiedykolwiek przedtem, odwiedzając wraz ze swoim rozmówcą – Wojciechem Tochmanem miejsca ważne z punktu widzenia opowiadanych przez nią historii. Jak rozmawia reporter z reporterką? Czy mimo długoletniej przyjaźni łatwo było nakłonić Hannę Krall do zwierzeń?

Hanna Krall mówi w książce: ,,wszystko powinno być zapisane”. A my mówimy: ,,i wszystko musi być przeczytane”. Dlatego zachęcamy do tego, byście zapoznali się z ,,Krall” Mariusza Szczygła i Wojciecha Tochmana. Tak blisko sławnej reporterki nie był jeszcze nikt.

Jak się czujesz tym, że Hanna Krall tak bardzo się przed tobą otworzyła?

Poczułem się wyróżniony. Oczywiście to było możliwe dzięki dwudziestu pięciu latom zaufania i bliskości. Nasza rozmowa nie jest zwykłym wywiadem, a ja nie jestem dziennikarzem, tylko uważnie słuchającym przyjacielem.

Mimo waszej bliskości chyba nie było łatwo?

Hanna Krall to trudna bohaterka. Bo jest reporterką. Reporterzy, wszyscy bez wyjątku, chętnie pytają, ale niechętnie odpowiadają na pytania.

Pani Krall w książce często stara się zasłaniać siebie historiami innych ludzi. To dowód skromności, niewiary we własne siły?

To nie takie proste. Hanna Krall uważa, i ja się z nią zgadzam, że reporter powinien być w cieniu ludzi, o których opowiada. Reporter nie jest ważny, ważny jest jego bohater.

Czego nauczyłeś się od Hanny Krall?

Wielu rzeczy. Cierpliwości, pokory wobec tego, co mi ludzie opowiadają. Krall mnie w dużej mierze, jako autora, uformowała. Po niej odziedziczyłem potrzebę pisania o tym, co najważniejsze.

Które tematy są dla ciebie najważniejsze?

Interesuje mnie to, co się dzieje między ludźmi. Co dobrego i co złego może zrobić człowiek człowiekowi. O tym jest to moje pisanie. Idę śladami Hanny Krall, choć , mam nadzieję, po swojemu.

Jako reporter często czujesz się samotny?

Zawsze. Gdy jestem w Rwandzie, w Bośni, na Filipinach, czy w obozie dla uchodźców pod granicą syryjską w Jordanii. Sam rozmawiam, sam myślę, sam przeżywam. Wracam do domu i sam piszę.

Jak radzisz sobie z tą samotnością?

Świadomość, że dotykam spraw najważniejszych mnie wzmacnia. Choć wszystko jest trudne.

Wróćmy do Hanny Krall. Jak wspominasz pierwsze z nią spotkanie?

Przyprowadził mnie Mariusz Szczygieł do pani Hanny Krall do domu. Powiedział, że ja tu jestem ,,taki do wzięcia”, do „Gazety Wyborczej”. I przyniosłem jej pierwszy tekst. Teraz będzie 25 lat od momentu, kiedy ten reportażyk ukazał się w „Gazecie”. Miał tytuł Bajka o dobrym księgowym. Pani Hanna mi pokreśliła cały tekst. Zachowała się taka metryczka, którą wtedy w redakcji dołączało się do wydruków z komputera. To był gotowy formularz, który trzeba było wypełnić: ,,Przyjął: Krall. Autor: Wojciech Tochman. Tytuł tekstu: Bajka o dobrym księgowym. Opinia: Tfu, tfu, odpukać, równie zdolny jak Szczygieł, natychmiast przyjąć do pracy. To jest świetne”. A było świetne, dlatego, że pani Hanna mi wszystko wywaliła do góry nogami. To było beznadziejne, jak ja to przyniosłem do niej. Króciutki tekścik, na półtorej strony ówczesnego maszynopisu, czyli teraz może na 3000-3500 znaków w Wordzie. Ponieważ „Gazeta” w ogóle miała 8 stron . I wtedy nie szły dłuższe teksty.

W rozmowie z tobą Hanna Krall czasami dokonywała ,,cięć”. Zaczynałeś mówić o Żydach lub rodzinie jej mamy, a pani Krall ,,dość” i... koniec. Często zdarzały się granice, których nie mogłeś przekroczyć?

W każdej rozmowie są jakieś granice. Wytyczają je rozmówcy. Czasem się je przekracza, czasem nie. I tak też było z nami. Ale nigdy nie zmienialiśmy tematu. Hanna Krall jest świetnym przykładem bohaterki, która daje autorowi tym więcej, im mniej autor naciska. Wiedziałem o tym od początku. Znamy się tyle lat... Rozmawialiśmy jak dwójka zawodowców. Krall rozszyfrowywała wszystkie moje podstępy, a ja jej wszystkie uniki. Ani Hannie Krall, ani mnie nie było w czasie tej rozmowy łatwo.

Jak się przygotowywałeś do rozmów z Hanną Krall?

Nie musiałem się specjalnie przygotowywać. Książki Hanny Krall znam na pamięć.

Co było najtrudniejsze w rozmowach?

Musiałem być cierpliwy i pokorny - czekać, wracać, zgadzać się na to, że dziś o tym nie będziemy rozmawiać lub w ogóle nie będziemy o tym mówić. Być może w książce nie zawsze to jest czytelne. Potem, gdy się pisze, wykreśla się takie rzeczy. Gry słowne między nami do pewnego stopnia są może i interesujące, ale od pewnego momentu to byłaby przesada, wzajemna adoracja. Wzajemne kokietowanie się zamydliłoby ważną treść.

Podział pracy i książki: Szczygieł – szuflada, Tochman – rozmowy od samego początku był w taki sposób zaplanowany?

Na początku miały być dwie książki. Jeszcze jak nie było naszego wydawnictwa Dowody na Istnienie, to już myśleliśmy o tych książkach. Niewykluczone, że, gdyby te dwie książki powstały, to mogłyby się ukazać w dwóch różnych wydawnictwach, ale w końcu stwierdziliśmy, że to pomysł bez sensu. Trzeba połączyć siły i zrobić jedną rzecz.

Bez wzajemnego ,,wtrącania się” w ,,działkę” drugiego?

Raczej bez. Mariusz redagował mój tekst, ale to była kosmetyczna redakcja. Zawsze oddaję wydawcy teksty przy których redaktor nie ma co majstrować. Te dwie części książki ze sobą korespondują. Sporej części ,Szuflady” czytelnik by nie zrozumiał, gdyby nie czytał ,,Rozmowy”. Z kolei ,,Szuflada” rozszerza tę opowieść-rozmowę o twarde dokumenty.

Co czytelnik znajdzie w waszej książce?

Chcieliśmy zapisać życie i pisanie Hanny Krall, i to nam się chyba udało. Znajdzie opowieść o Hannie Krall i o ludziach, których spotykała.

Będzie druga część ,,Krall”?

Chodzi nam to po głowie, bo wiele rzeczy pominęliśmy. No, i cały czas rozmawiamy. Przez telefon, co wieczór.

Rozmawiała: Sabina Kowalczyk

Powiązane wydarzenia